Śmierć w obozie Potulitz/Lebrechtsdorf
Według wiarygodnych źródeł w niemieckim obozie Potulitz/Lebrechtsdorf zmarło co najmniej 1291 osób, z tego 767 to dzieci. Ofiar było więcej. Pierwszą był 1,5-roczny Edward Smutek, zmarły 9 lutego 1941 r.
Obóz w Potulicach (Potulitz/Lebrechtsdorf) nie był pomyślany jako typowy obóz zagłady. Jednak warunki w nim panujące, poza początkowym okresem, można porównać do tych z obozów koncentracyjnych, jak choćby KL Stutthof.
Od początku istnienia warunki w obozie były bardzo trudne: nieogrzewane pomieszczenia bez mebli (jedynie ze słomą na podłodze), brak toalet i ubikacji, ograniczony dostęp do bieżącej wody. Do tego bardzo niska kaloryczność jedzenia. Niemcy nie przewidywali dłuższego pobytu wysiedleńców w obozie, stąd w ogóle nie zadbali o jego infrastrukturę. Mimo to doszło do pierwszych zgonów.
Pierwszą ofiarą obozu w Potulicach był Edward Smutek. Było to półtoraroczne dziecko. Zmarł 9 lutego 1941 r. Jego śmierć otworzyła długą listę zgonów obozowiczów, a szczególnie dzieci.
Sytuacja osadzonych w obozie znacznie pogorszyła się od lata 1941 r., gdy obóz mienił charakter. W lipcu 1941 zmienił nazwę z przesiedleńczego na przechowania – Auffanglagers, a od 1 września 1941 z stał się podobozem KL Stutthof. Ten ostatni w oficjalniej nomenklaturze nazywał się „wychowawczym obozem pracy”. Od stycznia 1942 r. znów podlegał Centrali Przesiedleńczej w Gdańsku. We wrześniu 1942 r. Potulice stały się centralnym obozem Centrali Przesiedleńczej, któremu podlegały obozy w: Smukale i Toruniu. Stał się najważniejszym obozem dla przesiedleńców z Okręgu Rzeszy Gdańsk-Prusy Zachodnie. Gwałtownie rosła liczba osadzonych (a ok. 400 w lipcu 1941 do ok. 11,7 tys. w lipcu 1944 r.). Pomimo kierowania części więźniów do prac przymusowych poza Potulicami, w lipcu 1944 r. na terenie obozu było aż 7061 osób.
Szczególnie od września 1941 r. warunki drastycznie pogorszyły się. Wprowadzono bardzo surowy regulamin, a personel przybyły ze Stutthofu, wraz z więźniami funkcyjnymi (często kryminaliści na usługach Niemców), wprowadził zbrodnicze „obyczaje”. Nie tylko trudne warunki lokalowe oraz kiepskie wyżywienie, a do tego brutalne traktowanie więźniów, powodowały wzrost śmiertelności. Najwięcej umierało dzieci i osób starszych. Szerzyły się choroby zakaźne i różnego rodzaju epidemie. Pchły, wszy i pluskwy gryzły ludzi i roznosiły choroby. Na skutek głodu, ciężkiej pracy, zimna i maltretowania, organizmy więźniów stały się bardziej podatne na choroby. Brak należytej opieki medycznej prowadził do zgonów. Wg lekarza obozowego Konkolewskiego, kaloryczność posiłków w Potulicach wynosiła ok. 800 kalorii, gdy dla porównania w KL Stutthof - 1300 kalorii. W stosunku do regulaminów obozów koncentracyjnych, w Potulicach nie było jedynie przewidywanej kary śmierci oraz kary chłosty i tym tylko różnił się od regulaminu najcięższych niemieckich obozów zagłady (np. Gross-Rosen). W praktyce jednak codziennością było bicie więźniów, w tym podczas publicznych egzekucji kar. W piwnicy pałacu urządzono karcer. Osadzeni w nim więźniowie otrzymywali tylko połowę racji żywności, a jednocześnie kierowani byli do ciężkich prac i poddawani torturom.
Liczbę zmarłych po wojnie ustalono na podstawie ocalałych spisów zmałych oraz wspomnień więźniów. Badacz dziejów obozu Włodzimierz Jastrzębski podał, że zmarło 1291 osób. W poszczególnych latach było to:
1941 - 91, w tym do 15 lat - 52
1942 - 441, w tym do 15 lat - 321
1943 - 334, w tym do 15 lat - 192
1944 - 387, w tym do 15 lat - 195
1945 - 38, w tym do 15 lat - 7.
Nie jest to jednak pełna lista ofiar. Wiadomo, że co najmniej dwa razy dokonano selekcji i wywieziono na zgładzenie osoby ciężko chore, niepełnosprawne fizycznie i intelektualnie. W opinii byłych więźniów zmarłych było więcej, a śmierć części osób nie była nigdzie odnotowana. Wg Tadeusza Samselskiego na cmentarzu w Potulicach może spoczywać nawet 5 tys. ofiar.
Śmierć we wspomnieniach
Stefania Rychławska z Połczyna widziała śmierć trojga z siedmiorga rodzeństwa. - Brat Henio zmarł pierwszy w swoje urodziny. Siostra Marysia po zapaleniu płuc zachorowała na twarde podskórne guzy, z których potworzyły się rany. Zgasła w wielkich bólach w wieku 6 lat. Najdłużej męczył się Janek, wychudł tak, że był to szkielet powleczony żółtawoszarą skórą. Zrozpaczona, bliska obłędu matka po stracie dwojga dzieci wybłagała lekarza o wydanie go jej choć na kilka dni przed śmiercią. Zmarł na jej rekach.
Wśród zagłodzonych na śmierć była siostra Stanisława Kamińskiego z Trzeciewnicy k. Nakła. - Siostra niestety zmarła, z głodu. Była mała, a matka i inne kobiety nie miały mleka. Pokazali nam Niemcy w piwnicy jej ciało.
Dzieci umierały od powikłań po zastrzykach aplikowanych w obozowym lazarecie. - W obozie dostawałem zastrzyk w pierś. Po nich zmarła moja dwuletnia siostra, została pochowana na tamtejszym obozowym cmentarzu - wspomina Zygmunt Formella z Wejherowa.
Józef Dalecki z Małych Bałówek k. nowego Miasta Lubawskiego 10-letniego brata Huberta zaprowadził do lazaretu ze świadomością, że brat umrze. - Zachorował na świnkę i nie było warunków leczenia, dostał silne bóle, otwartą ranę i krzyczał żeby odprowadzić go do szpitala i niech mi dadzą ten naftowy zastrzyk i niech sią dalej nie męczę. Cóż ja miałem zrobić i odprowadziłem go. Po trzech dniach brat zmarł.
Cecylia Samselska z Drzewianowa zapamiętała śmierć swojej siostry. - Ósmego sierpnia l 942 roku zmarła siostra Zosia w wieku siedemnastu lat. Chorowała od listopada 1941 roku. Wygoiły się jej wrzody i zdawało się, że będzie wszystko dobrze, zwolniono ją z lazaretu. Aż tu nagle stan jej się bardzo pogorszył, wzięto ją na powrót do szpitala i po kilku dniach już nie żyła. Doktor Konkolewski
oświadczył, że to galopujące suchoty. Pochowaliśmy ją w pudle ze zwykłych desek. Mama uzbierała
trocin do trumny, przykryła ją prześcieradłem. W piątkę poszliśmy za trumną ciągniętą na dwukołowym wózku przez dwóch mężczyzn. Za trumną wolno było iść tylko najbliższej rodzinie. Grobu Zosi nie wolno nam było więcej oglądać.
Jan Szwacki z Bydgoszczy widział, jak na skutek pobicia przez SS-mana Joachima Racha zmarł Henryk Głowacki.
Stanisław Rosada jako mieszkaniec Potulic był niejednokrotnie świadkiem pochówku więźniów.- Jako dziecko byłem ciekaw wszystkiego, co się działo w wiosce. Widziałem, jak wywożono nieboszczyków z obozu. Mieli trumny na wózku. Czterech więźniów wywoziło nieboszczyków. Nago chowano. Wpuszczali trumnę do dołu. Mieli hak, otwierali dno i wyciągali trumnę, a nieboszczyk zostawał.
Do dzisiaj nie jest znana pełna lista ofiar obozu w Potulicach.
BIBLIOGRAFIA
Wspomnienia
Muzeum Ziemi Krajeńskiej w Nakle - wspomnienia: Stanisław Kamiński, Stanisław Rosada.
Konkolewski L., Zeznanie świadka o obozie przesiedleńczym w Potulicach, [w]: Biuletyn GKBZHwP, t. XII, Warszawa 1960.
Opracowania
Bieszk B., Rohde Z., Obóz Potulice w dokumentach i pamięci mieszkańców Gminy Szemud, Szemud 1995.
Dalecki J. Moje 1159 dni dzieciństwa za kolczastym drutem, Nowe Miasto Lubawskie 2002.
Jastrzębski Wł., Potulice: hitlerowski obóz przesiedleń i pracy (luty 1941 - styczeń 1945), Bydgoszcz 1967.
Jastrzębski Wł., Jaszowski T., Potulice oskarżają, Bydgoszcz 1968 r.
Obozy Hitlerowskie na Pomorzu Zachodnim i Gdańskim w latach drugiej wojny światowej. Materiały z konferencji naukowej, red. L. Janiszewskiego, Szczecin 1989.
Żywi i martwi o hitlerowskim obozie Potulice 1941 - 1945, red. T. Samselski, Bydgoszcz 1997.
opracował Mariusz Gratkowski - Muzeum Ziemi Krajeńskiej w Nakle nad Notecią
Fot. Instytut Pamięci Narodowej
Utwór objęty autorskimi prawami majątkowymi
Licencja CC-BY-NC.